poniedziałek, 9 lutego 2009
13. dzień węgorza
Pewien polski standard wieści, że trzynastego wszystko może się zdarzyć. Czyżby to dzisiaj nastał ów dzień, w którym martwy węgorz, a mój serdeczny przyjaciel, powierzyciel trosk mych i zmartwień wszelakich, z którym niejedną beczkę soli, pieprzu i kolendry przetrawiłem, zniknie z centrum aspirującej do miana Europejskiej Stolicy Kultury Łodzi? A może jednak przyjdzie nam poczekać do 2016 roku?
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Internet jest jednak za mało multimedialny. Kusi mnie, by zadać TO pytanie. Czy Józek pachnie?
OdpowiedzUsuńJeszcze nie. Ale bez obaw - wiosna tuż tuż, a nic nie wskazuje na to, że Józek w najbliższym czasie zniknie.
OdpowiedzUsuńFrapuje mnie jedno - jakim cudem Józek jeszcze nie stał się rozrywaneym kawalerem paru gorących kocic z centrum? Nie zwąchały go jeszcze? Czy taki z niego zimny drań, że żadna kicia się nań nie skusiła?
OdpowiedzUsuńNie wiem, jakim cudem. Twardziel z niego jest, no. I tyle. Nie chowam Józka w kieszeni. Józek jest osobnikiem publicznym. Rzekłbym - vipem. Józka w każdej chwili każdy może sobie obejrzeć, powąchać, a i dotknąć, przytulić i pogłaskać. Po dwóch tygodniach miejsce, w którym Józek leży, chyba przestało być tajemnicą..
OdpowiedzUsuń